Nagya. Spóźnili się. Kadar do nich przemówił, obiecał, że wywiezieni wrócą. I ludzie wierzą, że tego dopilnuje, ale ma trudny początek.<br>Pił złotawą śliwowicę.<br>- A co ci z domu piszą?<br>- Właściwie nic ciekawego - rozłożył ręce Terey - wszystko w porządku. Żyją, żona pracuje, dzieci się uczą.<br>- To znaczy, że jest ciężko.<br>- Po diabła ich wzywał - żachnął się Istvan. - Czy nie można było tak jak u was?<br>- Nie bądź dzieckiem. Po pierwsze, oni już u was byli, po drugie, to Kadara wezwano. Muszę przyznać, że mi imponuje odwagą. Wziął na siebie odpowiedzialność za los Węgier. Przecież czuje otaczającą go niechęć - mówił zamyślony - ale on