też mieli najbiedniejszą we wsi. Przykulona do ziemi, z jednej<br>strony drągiem podparta, okienka nie większe niż główki kapusty, a i<br>sami, od dziadków poprzez córki, synów, synowe, zięciów, aż po<br>bachorów, nie wyglądali lepiej. Ale Hanke jaśniał na ich widok i witał<br>się z nimi jak z dobrymi znajomymi. Poklepywał ich po plecach, a nawet<br>próbował parę słów powiedzieć po polsku.<br> Zaraz też wyprowadzał ich na obejście, na słońce. Tu najpierw długo<br>patrzył, gdzie to słońce nad obejściem, a potem według tego słońca ich<br>ustawiał tu, tam, po całym obejściu, aż nieraz wydawało się Madejom, że<br>to słońce na niebie