autobusowy do Paryża i z powrotem, plus jedna szklanka wina. Zarabiać mogłem tylko poza Francją, pisząc do BBC albo licząc na zadatki umów w Niemczech. Ubóstwo nasze było jednak maskowane, i jak dowiedziałem się później, nasze dzieci w ogóle nie wiedziały, że tak nam było ciężko.<br> Odwiedzali nas czasami przyjaciele Polacy, i wtedy długie rodaków rozmowy po kolacji, bełkotliwe wskutek wielu butelek czerwonego wina. Główną ostoją dla Janki i dzieci były wizyty Goodmanów i Hanny Benzion, podczas których mówiło się po angielsku, ale to osobny rozdział. Miałem dobrą fizyczną zaprawę, ciągając co dzień wiadrami węgiel z piwnicy, ale wyjątkowo trudne to