który za każdym razem gdy był pytany, dlaczego wyjechał z domu, odpowiadał krótko: za chlebem. Duchowny nie odpuszczał i drążył dalej. I dopiero wtedy usłyszał, że gdy władze zamknęły we wsi kościół, Than zorganizował mszę u siebie w domu. Trafił do więzienia, stracił pracę i nigdy już jej nie znalazł. - Proszę sobie wyobrazić, że po tym wszystkim nadal nie rozumiał, że był prześladowany - mówi Osiecki. - Bo skoro władza go więziła, wyrzuciła z pracy, widocznie miała do tego prawo. Oni od dziecka są indoktrynowani, wmawia się im, że żyją w najlepszym kraju na świecie. Dopiero tu przeglądają na oczy. <br><br>Inny parafianin ojca Osieckiego