Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
za Salame... Te kruczoczarne włosy... Ta bladość twa- rzy...

- I ten niedobry błysk w oczach, Natalio Gieorgiewna, niedobry... I... i... uwaga niegodna pani - zakończył ojciec zdanie zaczęte przez matkę. - Zresztą, Polina Mojsiejewna wyjechała do Kijowa.

Stiebłowa stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj.

- Dziwne, doprawdy... Tak napadliście na mnie... Jak można... Przecież znacie mnie dość dobrze... Nie miałam nic złego na myśli... To wszystko ten Waldemar...

Żakowicz nie odezwał się, tylko otarł kropelki potu, które mu wystąpiły pod nosem, a panna Aillot roześmiała się nienaturalnie, zagryzając dolną wargę.

Rozmowa ta przypomniała mi zajście ze staryrm Żydem, który w Warszawie na Włodzimierskiej sprzedawał
za Salame... Te kruczoczarne włosy... Ta bladość twa- rzy...<br><br>- I ten niedobry błysk w oczach, Natalio Gieorgiewna, niedobry... I... i... uwaga niegodna pani - zakończył ojciec zdanie zaczęte przez matkę. - Zresztą, Polina Mojsiejewna wyjechała do Kijowa.<br><br>Stiebłowa stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj.<br><br>- Dziwne, doprawdy... Tak napadliście na mnie... Jak można... Przecież znacie mnie dość dobrze... Nie miałam nic złego na myśli... To wszystko ten Waldemar...<br><br>Żakowicz nie odezwał się, tylko otarł kropelki potu, które mu wystąpiły pod nosem, a panna Aillot roześmiała się nienaturalnie, zagryzając dolną wargę.<br><br>Rozmowa ta przypomniała mi zajście ze staryrm Żydem, który w Warszawie na Włodzimierskiej sprzedawał
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego