na sekundę nie mógł spuścić oka z terenu. Gdzieniegdzie widać było na polach wypalone miejsca lub grupki różnorodnych pojazdów, które wzięły się tam nie wiadomo skąd. Pełen różnorodnych przeszkód teren był dość niebezpiecznym otoczeniem, ale dawało się z nim oswoić: Jeszcze zszedł niżej z pułapu trzystu na osiemdziesiąt zaledwie stóp. Radarowy ostrzegacz zgasł wreszcie, równie nagle, jak zaświecił. Przez moment leciał na oślep, prosto przed siebie, dręczony przez stare i nowe obawy, modląc się przy tym, aby jakiś przypadkowo odpalony pocisk nie zmiótł go z nieba, a jednocześnie bojąc się jakiegoś pilotażowego kiksu, który zamiast pomóc, mógłby doprowadzić do katastrofy. Minutę