odbijała od szarych, po domowemu zaniedbanych postaci gospodarza i pułkownika.<br>- Nie dziwota, pan sąsiad w wojażach corocznie... nie rdzewieje w swej parafii jak, na ten przykład, my tutaj - stwierdziła melancholicznie starsza z dam, drobna i sucha, o dziwnie ostrych, świdrujących oczach.<br><page nr=63> - Te, te, te! - warknął pułkownik, podrażniony widokiem zastawionego stołu. - Rdzewieje, nie rdzewieje; a kawa stygnie...<br>Dama przeszyła go wzrokiem pełnym pogardy.<br>Zasiedli. Aromatyczna woń kawy, osobliwie ze względu na gościa zaparzonej, dymiła z wielkiego imbryka.<br>Pachniało masło, miód i konfitury w szklanych salaterkach; sterta nakrajanego pszennego chlebusia wznosiła się z płaskiego koszyka, malowanego w kwiaty. W drugim wabiły oczy białe