Samsonie, wszak to imię dobre jak każde inne. A nazwisko, cóż, nazwisko wszak mogę zawdzięczać twej właśnie, Szarleju, inwencji i fantazji... Choć wyznam, że mdli mnie na samą myśl o miodzie... Ilekroć sobie przypomnę to przebudzenie, tam, w kaplicy, z lepkim naczyniem w ręce... Ale przyjmuję. Samson Miodek, do usług.<br><br><tit>Rozdział czternasty</><br><intro>który opisuje wydarzenia, dziejące się tego samego wieczora co w rozdziale poprzednim, lecz w innym miejscu: dużym mieście, odległym o około osiem mil - lotem wrony - w kierunku północno- -wschodnim. Rzut oka na mapę Śląska, do którego autor gorąco czytelnika zachęca, wyjaśni, o jakie miasto chodzi.</> <br>Siadający na dzwonnicy kościoła