Waria, schludna, gładko uczesana dziewczyna, w białym fartuszku, oświadczyła, że czas już Magdalenkę karmić.<br><br>Polina usiadła wygodnie na kanapie, a Waria położyła jej na kolanach paduszkę z dzieckiem. Następnie Polina rozpięła bluzkę, wyjęła na wierzch nabrzmiałą pierś i dała dziecku do ssania.<br><br>Mój Boże, co się zrobiło z tej dziewczyny! Roztyła się, grube rysy niczym nie przypominały czarodziejki mego dzieciństwa, włosy były w nieładzie; palcami, które utraciły dawną ruchliwość i lotność, podtrzymywała obłą, ciężką pierś. Podczas karmienia na jej twarzy rozlał się wyraz smutnej błogości. "To już nie Polina, moja śliczna Polina... - pomyślałem. - To Fanny Abramowna..."<br><br>Wyszedłem z uczuciem ulgi. A