Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
światło, bo tylko ono ją wypełnia... z litości".
- Danke, Frau Gerta, danke...
Kiedy wychodził z plebanii, poczuł ulgę, jakby rękawem opędził się od bąków o pyszczkach dziewczynek pani Zofii. Pod czołem ujrzał nieletnich chuliganów, dających mu znak, żeby zaczekał, że zaraz będzie dewastowanie biblioteki proboszcza. "Nie wy ją dewastujecie, to Ruscy", zwróci się do nich, ale tamci rękę w łokciu zegną i wyprężonym kułakiem mu pogrożą. "Zająć się czymkolwiek, żeby mój był wybór skojarzeń. Te lipy nad skwerem na przykład. Widzę, jak drży młoda zieleń, jeszcze nie wszechobecna, jeszcze początkująca i nie pachnąca. Dzieci pani Zofii, co jeszcze nie wydzielają soków
światło, bo tylko ono ją wypełnia... z litości". <br>- Danke, Frau Gerta, danke... <br>Kiedy wychodził z plebanii, poczuł ulgę, jakby rękawem opędził się od bąków o pyszczkach dziewczynek pani Zofii. Pod czołem ujrzał nieletnich chuliganów, dających mu znak, żeby zaczekał, że zaraz będzie dewastowanie biblioteki proboszcza. "Nie wy ją dewastujecie, to Ruscy", zwróci się do nich, ale tamci rękę w łokciu zegną i wyprężonym kułakiem mu pogrożą. "Zająć się czymkolwiek, żeby mój był wybór skojarzeń. Te lipy nad skwerem na przykład. Widzę, jak drży młoda zieleń, jeszcze nie wszechobecna, jeszcze początkująca i nie pachnąca. Dzieci pani Zofii, co jeszcze nie wydzielają soków
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego