Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
porywał i niósł. Ścigali się zapamiętale, choć było ślisko, nawilgłe kępy traw obsypywały ich deszczem, smagały gołe kolana. Mariuszkowi zbrakło tchu.

- Kolka! Czekaj, Jurik... Kolka kłuje!
Przystanęli zasapani. Odetchnęli nieco i poczłapali dalej przez rozmigotane trawy.
- Jurek. Nie żaden Jurik. Mógłbyś się nauczyć mówić do brata.
- Jurik. Jurik cię wołają.
- Ruscy. To po rusku.
- A my nie ruscy?
- My Polacy.
Stali przed płotkiem, za którym dróżnik hodował kapustę, marchew, cebulę i słoneczniki. Obaj zerknęli w tym samym kierunku - niestety jedno okno jego domku wychodziło na tę działkę. Dróżnik wiedział, na co mieć oko: o czymś tam gwarzył z komendantem, ale świdrował
porywał i niósł. Ścigali się zapamiętale, choć było ślisko, nawilgłe kępy traw obsypywały ich deszczem, smagały gołe kolana. Mariuszkowi zbrakło tchu.<br><br>- Kolka! Czekaj, Jurik... Kolka kłuje!<br>Przystanęli zasapani. Odetchnęli nieco i poczłapali dalej przez rozmigotane trawy.<br>- Jurek. Nie żaden Jurik. Mógłbyś się nauczyć mówić do brata.<br>- Jurik. Jurik cię wołają.<br>- Ruscy. To po rusku.<br>- A my nie ruscy?<br>- My Polacy.<br>Stali przed płotkiem, za którym dróżnik hodował kapustę, marchew, cebulę i słoneczniki. Obaj zerknęli w tym samym kierunku - niestety jedno okno jego domku wychodziło na tę działkę. Dróżnik wiedział, na co mieć oko: o czymś tam gwarzył z komendantem, ale świdrował
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego