w małżeńskim łożu między kaloryferem a moją żonką.<br>Jan Krzeptowski-Sabała, nie powstydziłby się jadła, warzonego w karczmie, której jest patronem. Ba, przypuszczam, że nigdy nie jadł takich dań, jakie wymyślił sprytny kucharz zakopiańskiej restauracji jego imienia. Znać tam rękę fachowców od jadła i napitków. Oby tylko duży ruch w "Sabale" nie spowodował obniżenia jakości serwowanych tam dań, bo na razie jest OK.<br>Po wizycie na dolnych Krupówkach widać, że restauracyjny biznes wymaga dużych <dialect>dutków</> i ogromnego starania. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby okazało się, że do rozbudowy "Staszeczkówki", poprzedniczki opisywanej restauracji, użyto odnalezione skarby Jana Sabały. Był on w młodości