powalą go na ziemię, chwycą zębami za szyję, tak że nie poruszy się choćby o włos. Ich zaś, tropicieli, ominie przyjemność zamordowania zbiega i ten zawód wyzwolił w gwardzistach złość. Wciąż trzymając psy na smyczach, pokrzykiwali do chłopaka, drwiąc okrutnie, jakby strach ofiary choć trochę oddać im mógł utraconą przyjemność.<br>Sokolnik zacisnął wargi, jego ramiona drżały.<br>O, brzozo biała, co odganiasz choroby - pomyślał Doron - zaraz poczujesz krew na swej korze. Pot i strach człowieka już płyną przez twe włókna, poruszają liśćmi, mrożą korzenie. Wybacz mu, bo nie ma mężczyzny, który na jego miejscu nie zaznałby trwogi.<br>Psy dyszały głośno, nie wiadomo