Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
Zwą mnie Doron.
- Doron - szepnął sokolnik, jego wargi zadrżały, jeszcze raz powtarzając to imię: - Doron. Liść... Liść...
- Liść. - Doron kiwnął głową. Młodzieniec poruszył ręką, chwycił dłoń wojownika. Ścisnął ją mocno.
- Liść...
- Słuchaj, dlaczego gwardziści wciąż czekają? Dlaczego jeszcze nie ruszyli na Daborę? Od kiedy się zbierają? Kiedy przyleciały banowe gołębie?
Sokolnik drgnął.
- Gołębie? Oni... dwa dni...
- Dwa dni?!
- Żadnych gołębi... nie było żadnych gołębi...
- Co ty mówisz?! Może nie widziałeś?! Kiedy...
- Jestem sokolnikiem - szept na chwilę podniósł się o ton. - Żadnych gołębi... nie było...
Wargi sokolnika zamarły w bezruchu.
Dwa kroki obok zdychający ptak zakrzyczał przeraźliwie, głosząc światu swój śmiertelny ból
Zwą mnie Doron.<br>- Doron - szepnął sokolnik, jego wargi zadrżały, jeszcze raz powtarzając to imię: - Doron. Liść... Liść...<br>- Liść. - Doron kiwnął głową. Młodzieniec poruszył ręką, chwycił dłoń wojownika. Ścisnął ją mocno.<br>- Liść...<br>- Słuchaj, dlaczego gwardziści wciąż czekają? Dlaczego jeszcze nie ruszyli na Daborę? Od kiedy się zbierają? Kiedy przyleciały &lt;orig&gt;banowe&lt;/&gt; gołębie?<br>Sokolnik drgnął.<br>- Gołębie? Oni... dwa dni...<br>- Dwa dni?!<br>- Żadnych gołębi... nie było żadnych gołębi...<br>- Co ty mówisz?! Może nie widziałeś?! Kiedy...<br>- Jestem sokolnikiem - szept na chwilę podniósł się o ton. - Żadnych gołębi... nie było...<br>Wargi sokolnika zamarły w bezruchu.<br>Dwa kroki obok zdychający ptak zakrzyczał przeraźliwie, głosząc światu swój śmiertelny ból
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego