Szli dalej. I mimo że nie było to nic wielkiego, prof. Mmaa odczuwał potrzebę mówienia o swoim czynie.<br> - Właściwie to nie byłem ja - powiedział. - Właściwie to był ktoś inny. Ja sam ze zdziwieniem usłyszałem głos, który wyszedł ze mnie; sam nie przypuszczałem, że potrafię krzyknąć tak głośno, mocno i stanowczo. Swoją drogą, jako naukowca, przygnębia mnie to, że jedyna rzecz, która mogła uratować sytuację i która uratowała ją rzeczywiście, nie wynikała z przemyślenia, ale z odruchu. Zapewniam cię, że zupełnie o niczym nie myślałem, kiedy ten głos wrzasnął ze mnie tonem rozkazu: ,,<orig>Mocniki</>, <orig>wszakrew</>! Pchła wasza w <orig>abdomen</> szarpana mać, baczność!" - co