pyłku traw.<br>Przed nami rozciągał się wysoki nasyp, w południowym słońcu połyskiwały szyny przykute do grubych, smolnych belek podkładowych, zakreślały szeroki łuk na horyzoncie i znikały gdzieś w ciężkim, gorącym powietrzu jak w piecu hutniczym. <br>Leżeliśmy czasem przez kilka godzin na rozgrzanej ziemi w oczekiwaniu na popołudniowy transport z siarką. Sypał się grad żółtych form, krystalicznych i mętnych minerałów, które spadały na nasyp z przeładowanych i skorodowanych wagonów. <br><br>Największą wartość miały duże okazy, samorodki, które już z daleka jaśniały na szarym kolejowym nasypie; nagle wszyscy rzucaliśmy się w jedną stronę, przekrzykując się: mój, mój!, wyrywaliśmy sobie z rąk drogocenny skarb, który