Doron już zamierzał się do ciosu. Penge Afra skulił się, zasłonił twarz ramionami.<br>Krzyki za drzwiami, tupot, pierwsze uderzenie w dębowe deski. Wrzask.<br>- To nie ja! Ja jestem...! - zaczął Penge Afra, a uniesiona <orig>karogga</> Liścia zamarła w pół ruchu. Doron popatrzył na klęczącego przed nim mężczyznę, nie wierząc własnym oczom. Teraz, gdy ujrzał tę twarz z bliska, gdy - chcąc zadać ból - przyjrzał się jej uważnie, poznał. Człowiek u jego stóp to nie był Penge Afra, władca i pan Leśnych Gór.<br>- Ktoś ty?!<br>- Ja... zastępca jego wysokości, sobowtór, panie, daruj mi, nie zabijaj...<br>- Gdzie Penge Afra?<br>- Nie wiem - wychrypiał mężczyzna. - Nie wiem!<br>- Kiedy