zasiadali na bruku, by tą metodą, wypracowaną skądinąd przez lewicę, nie dopuścić do przejścia "zarazy". Stali się w ten sposób listkiem figowym dla innych, co osłoniwszy twarze kapturami, ciskali w maszerujących obelgami, a także kuflami od piwa i cegłami, zaś najchętniej by ich ukamienowali, zgodnie zresztą ze wskazówkami ze Starego Testamentu. Wykorzystał to wówczas prezydent miasta stołecznego, który zabronił manifestacji, posługując się pozornym argumentem, że komuś może się stać krzywda. Dziś, kiedy sondaże dają mu podstawy do pewności siebie, nie ukrywa się za względami bezpieczeństwa, tylko po prostu mówi: "nie, bo nie!". Tak czy inaczej narusza reguły gry w wolność, bo