otwierałem i okazywało się, że jeszcze nie skończyłem obiadu, i proponowałem mu wrócić za pół godziny, lub też okazywało się, że mam właśnie gości i przez półuchylone drzwi, jakby chodziło o coś wstydliwego, zastanawiałem się ociągliwie, bo nic sensownego nie chciało przyjść mi do głowy, jaki tu zaproponować następny termin. Tylekroć pytał, czy nie jest nazbyt natrętny... Chodziłem tam i z powrotem po korytarzu i oglądałem porozwieszane malunki. Prawdę powiedziawszy, nie wyrażały nic. Nie były ani zdrowe, ani chore... Może to jest choroba współczesnej młodzieży? Mimo to oglądanie obrazków było dobrym zajęciem, bałem się, że się wyczerpie i wtedy będę musiał