ślady niczym siatka z Pażychowej bramy. <br>Nie korzystali z tej drogi często, fakt.<br>Dwa susy, jeszcze jeden, już był przy żywopłocie <br>okalającym teren Domu od strony Skuły. Ukrył zawiniątko <br>w krzakach i rozejrzał się. Nikogo wokół nie było, <br>nikt nie mógł go zauważyć. Okna pawilonu miał <br>za węgłem głównego budynku. W porządku.<br>- Żegnaj, domu kochany... - zaśpiewał półgłosem <br>na wymyśloną melodię. - Żegnaj, domu - powtórzył <br>wolno głosem, jakby recytował wiersz. Niedbale, z rękami <br>w kieszeniach, kołysząc się na boki, przeszedł już <br>pewnie, gwiżdżąc głośno, przez trawnik.<br>Gnomik ze schodów zniknął. Drzwi do jadalni były zamknięte. <br>Nacisnął klamkę, puściła. Kątem oka zarejestrował <br>pustkę boiska, masywną