konie, ileż tam było koni w ogromnych albumach Orłowskiego i Michałowskiego, i Juliusza Kossaka! Koni piękniejszych niż Baśka od rolwagi i Kuc od bryczki, a nawet niż para siwków i gniade klacze, Mila i Lalka, które zwykły były godnie ciągnąć powóz albo karetę, chociaż Jan bez pardonu pokrzykiwał na nie: "Wije! Noo, stooj!"<br>Godzinami leżałam na brzuchu, bo czułam, że właśnie tutaj znajdę pociechę, rozwiązanie wielkiej tajemnicy zagrożenia rzeczywistością, która mnie przerażała. Tu nie gubiłam się w kierunkach w lewo, w prawo, przede mną i za mną, to była przestrzeń zamknięta, otaczająca mnie kołem. Wir, który mnie wsysał na zawsze. Tam