Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Dzień dobry
Nr: 04.07
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1931
laty! Nie marzyłem nawet wtedy, że stanę na czele banku i byłem skromnym prokurentem stołecznego oddziału tej instytucji. Liczyłem sobie wówczas zaledwie trzydziestkę. Skusiła mnie jakaś piękniutka koleżanka na kupno jednego losu na jakiś cel dobroczynny! I proszę sobie wyobrazić - wygrałem. I to, co wygrałem! Tuzin znakomitych jedwabnych pończoch damskich.
Wyznam panu, że byłem zadowolony, iż ja, wieczny pechowiec w grze, wreszcie wygrałem i zarazem zmieszany, bo nie wiedziałem co zrobić z tak niezwykłą wygraną. Byłem skromnym młodzieńcem i nie miałem przyjaciółki, której mógłbym ofiarować ów tuzin damskich jedwabnych pończoch. Zaniosłem je więc do domu i schowałem w szufladzie biurka.
Ilekroć
laty! Nie marzyłem nawet wtedy, że stanę na czele banku i byłem skromnym prokurentem stołecznego oddziału tej instytucji. Liczyłem sobie wówczas zaledwie trzydziestkę. Skusiła mnie jakaś piękniutka koleżanka na kupno jednego losu na jakiś cel dobroczynny! I proszę sobie wyobrazić - wygrałem. I to, co wygrałem! Tuzin znakomitych jedwabnych pończoch damskich.<br>Wyznam panu, że byłem zadowolony, iż ja, wieczny pechowiec w grze, wreszcie wygrałem i zarazem zmieszany, bo nie wiedziałem co zrobić z tak niezwykłą wygraną. Byłem skromnym młodzieńcem i nie miałem przyjaciółki, której mógłbym ofiarować ów tuzin damskich jedwabnych pończoch. Zaniosłem je więc do domu i schowałem w szufladzie biurka.<br>Ilekroć
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego