skrzeczącym sopranem:<br>"Co ja to chciałem...<br>W każdym razie, dobrze, że moje kolano<br>Jest całe..."<br>Zostawiam ich w pokoju i wychodzę na werandę w objęcia<br>Ciepłego listopada.<br>Pracuję tu miesiąc, a nie znam nazwy tego drzewa, które rośnie<br>Przed domem. Zresztą, nic by nie pomogło, nawet gdybym mu ją nadał.<br><br>Zaczarowani melodią słów, raz usłyszaną w ogrodzie dzieciństwa,<br>[brniemy <br>Przez nieludzki labirynt świata... Jeszcze chwilę tak marudzę,<br>Po czym, usłyszawszy wołanie staruszka, biegnę do pokoju.<br>[Muszę go ubrać<br>I podsadzić na wózek.<br>"Wie pan," - zwraca się do mnie, "Ta pielęgniarka, aż mi<br>skoczyło ciśnienie, bo w sumie..."<br>Kładę mu dłoń na