stalowych prętach, stała gromada dzieci. Między opartymi o siebie rowerami, których pilnował brodaty Sikh, kucali sprzedawcy z płaskimi koszami orzeszków ziemnych, mango i drobnych, mdłosłodkich, pozbawionych pestek winogron, na których się pasły roje much spędzane buńczukiem z końskiego włosia.<br>- Dla mnie nie trzeba biletu - ostrzegał Mihaly. - Ja i tak przejdę.<br>Zagadał do portiera w białym mundurze, przepasanego szeroką, zieloną szarfą, i smyknął po schodach na galeryjkę.<br>- Co mu powiedziałeś? - zapytał radca, gdy już oparli się o poręcz i zajrzeli w czarny lej ze strzępiących się desek.<br>- Że Kriszan to mój wujek - zbył niecierpliwie. - Patrz, idzie w górę. Zobaczył nas - podskakiwał malec