Jak automat ruszył się z miejsca i poszliśmy, we dwóch liną związani. Skierowałem się na lewo <orig>wskos</> pozostawiwszy przeciwległy kierunek Klimkowi. Doszliśmy do płytkiej, ze 40 metrów mającej rynny, która stromo prowadziła na żebro boczne. Tu Zdyb zwrócił się do mnie:<br>- Nie mogę dalej, sił już nie mam.<br> Powiedział to Zdyb, człowiek żylasty i suchy, niezmożony dotąd na wyprawach i wycieczkach <orig>żadnemi</> trudami<br>W tej chwili Zaruski zawrócił wyprawę, Klimek Bachleda poszedł dalej i zginął w lawinie kamiennej, chcąc ratować rannego taternika, którego przejmujące jęki słychać było w ścianie. Zaruski i Zdyb cofnęli się, bo gdyby szli dalej, sami staliby się