aż po findesieclowy dym spiralą wokół głowy proboszcza. Odetchnął głęboko. Ręcznik, jeszcze nie używany, pachniał lnem i ślizgał się po policzkach. <br>Na schodach posłyszał głos wesoły; proboszcz telefonował. Przywitał Hansa podochoconą twarzą. Wolną ręką wskazał mu krzesło. <br>- Ja, jaaa... aber... ja. Auf wiedersehen... Podszedł do Hansa i uścisnął mu dłoń. <br>- Znowu "najazd", czyli wycieczka. Autokar. Hotel im poradź. - Śmieje się otwartymi ustami, że Hans alkohol czuje. - Nie pan jeden, docencie, tych różnych śladów szuka... <br>Gerta wniosła rosół. Nalewała powoli, zarumieniona słońcem ze swego ogrodu. Spojrzała na księdza, to znów na Hansa. "Zażenowana wesołością duszpasterza, co dał sobie do nosa. Zaczekam, może