Przyjeżdżaj, synku, do mnie na niedzielę.<br>Na korytarzu zbiorowego mieszkania czekała już na mnie Melania, bardzo zaniepokojona. I przed nią udawałem ciężką chorobę, bo przecież nie mogłem jej powiedzieć: "Nie chce mi się wstawać, bo ogarnęło mnie zupełne zniechęcenie i ciężka melancholia". Dla Melanii nie byłaby to choroba, ale dziwactwo.<br>- Zwariowałeś? - zawołała. - Po co ci stary taboret?!<br>- To jedyna pamiątka z mego dzieciństwa, którą rodzice zdołali uratować. Reszta poszła z dymem. Dookoła tego taboretu uczyłem się chodzić, a później, kiedy się ojciec na mnie pogniewał, musiałem przy nim obierać ziemniaki. Człowiek powinien mieć choć jeden przedmiot, który łączy go z dzieciństwem