do kajuty. Cóż za radość widzieć jego wesołe błyski na mahoniu ścian, na niklu okuć, na każdym najdrobniejszym sprzęcie. Wybiegam na pokład, wiatru ani śladu. Pacyfik gładki, połyskujący, jak szkło. Cisza...<br><br> Dwanaście godzin bez wiatru. Ciepło. Zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić. Pokład umyty, rzeczy spakowane, wszystko gotowe do lądowania. Siedzę `a la zen na rozłożonym ponownie dywanie, pisząc na maszynie ostatnie kartki książki.<br> Dwadzieścia cztery godziny ciszy. Zapalam przed figurką Buddy dwie pałeczki wonnego kadzidła, prosząc o wiatr. Pomaga jak umarłemu kadzidło. Noc oczywiście spędzam bezsennie, tłukąc się z boku na bok i myśląc o lądzie. Przypominam sobie wszystkie tradycyjne metody przywołania