była fotografia Jana Lechickiego, którą nosiła przy sobie. To była też świadomość, że nie jest tą osobą, za którą uważała się do tej pory. To znaczy jest i nie jest. Bo przecież teraźniejszość była wciąż taka sama, Zuzanna miała nazwisko, adres, a pod tym adresem swój pokój. W nim biurko, adapter, płyty. Miała też skrzypce... No i byli oni. Ojciec i matka... Kochali ją i ona ich kochała. Ale po tym, czego się dowiedziała od pani Anny, nie mogła już uważać się za córkę człowieka, który był zły. Zabijał ludzi. Tamtego wieczoru pojechała na Filtrową w nadziei, że kogoś tam zastanie