oczekiwaniu, strzegąc ostatnich cichych dni. <br> W nas wzrastał coraz bardziej niepokój i lęk przed niewiadomym, przed nieuchronną, zdawało się, katastrofą. Żyliśmy w ciągłym napięciu, starając się krzątaniną i pracą zagłuszać narastający strach. <br> Mariuszka i Katia zaraz po wybuchu wojny wyjechały do odległego o 25 kilometrów Nowogródka na kurs pielęgniarski. Nasz administrator, pan Maliszewski, także wyjechał, objęty mobilizacją. Ci, którzy pozostali, nadleśniczy, leśniczy, pracownicy administracji, zbierali się u nas często przy radiu, które swym ciągłym nawoływaniem do spokoju, do mobilizowania sił i ludzi, przygnębiało nas jeszcze bardziej. Przerażały pogłoski o postępach niemieckiej inwazji, o milczeniu Anglii i Francji, od których oczekiwaliśmy natychmiastowej