Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
bardzo uprzejmie i zaprosił do sklepu:

- Spójrz, Wasylisa, takiego chłopca chciałbym mieć - powiedział do żony siedzącej przy kasie. - Ale cóż - dodał złośliwie - ogórki ci raczej sadzić niźli dzieci rodzić.


- A pani, Eleonoro Karłowna, pani wyjeżdża? - zwrócił się do matki. - Szkoda... Szkoda... Wielkie Łuki to miasto z przyszłością... Nie zamieniłbym go ani na Berlin, ani na Paryż... Tu się przynajmniej żyje! Raczy pani spojrzeć na te sady, na to niebo... Lubię naszą ziemię prawosławną... Nie zamieniłbym... No, wybierz sobie, chłopcze, jakąś zabawkę... Możesz wybrać, co chcesz... Pozwalam...

W dzień naszego wyjazdu, wczesnym rankiem, przyjechała na wakacje Polina. Mały warkoczyk miała upięty w
bardzo uprzejmie i zaprosił do sklepu:<br><br>- Spójrz, Wasylisa, takiego chłopca chciałbym mieć - powiedział do żony siedzącej przy kasie. - Ale cóż - dodał złośliwie - ogórki ci raczej sadzić niźli dzieci rodzić.<br><br><br>- A pani, Eleonoro Karłowna, pani wyjeżdża? - zwrócił się do matki. - Szkoda... Szkoda... Wielkie Łuki to miasto z przyszłością... Nie zamieniłbym go ani na Berlin, ani na Paryż... Tu się przynajmniej żyje! Raczy pani spojrzeć na te sady, na to niebo... Lubię naszą ziemię prawosławną... Nie zamieniłbym... No, wybierz sobie, chłopcze, jakąś zabawkę... Możesz wybrać, co chcesz... Pozwalam...<br><br>W dzień naszego wyjazdu, wczesnym rankiem, przyjechała na wakacje Polina. Mały warkoczyk miała upięty w
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego