każdy skrawek papieru, każdą notatkę, bo jak nie, to będzie destrukcja. Trochę to śmieszne, ale co zrobić? Takie ich wilczo-policyjne prawo. <br><br>W Polsce wskutek zbiegu różnych okoliczności mamy dość wyjątkową okazję, żeby spojrzeć na archiwum dawnej Służby Bezpieczeństwa. Właściwie od kilku miesięcy powszechnie dostępne jest może nie tyle całe archiwum, ile przynajmniej jego indeks. A właściwie indeks częściowy, więc niby niewiele, a jednak bardzo dużo. Taki prześwit. Nieco anarchiczny gest Bronisława Wildsteina, który korzystając z typowego w naszym kraju bałaganu, wydobył jakoś z Instytutu Pamięci Narodowej i uczynił publicznym częściowy spis teczek utworzony jeszcze przez dawnych funkcjonariuszy aparatu represji, pozwala