w porównaniu z tym, co słyszę teraz.<br>- Co to? - spytałem, patrząc na nich.<br>Ich wzrok odpowiedział, że mam rację; jest za krzakami czyjś ból, ale przecież nie nasz - my tylko musimy sprawdzić. Więc poszli, a ja za nimi. Krzyk narastał, wibrował i mógłbym przysiąc, że słyszę wołanie o ratunek, ale artykułowany dźwięk powstał tylko w mojej wyobraźni, bo to skowyczał pies. Gdy podeszliśmy, leżał na boku, niewielki, rudy, podobny trochę do lisa, a z jego brzucha, jak w makabrycznym pastiszu porodu, wypływały na śnieg wnętrzności.<br>Dwa wilczury, które dzieła dokonały, niby bestie z ballady Schillera, dysząc legły na stronie, a ja