powoli jak kropla. Bałam się śmierci. Teraz, kiedy zdobyłam twoje zaufanie, kiedy twój uśmiech umacniał mnie w pragnieniu, w naszym wspólnym pragnieniu, aby oszukać śmierć, aby żyć wbrew chorobie i ułomności - nie chciałam wyjechać do szpitala. Widząc, że nie można mnie przekonać, matka użyła podstępu. Powiedziała, że pojadę tylko na badanie do profesora, po czym natychmiast wrócę do domu. Uwierzyłam i rannym pociągiem pojechaliśmy jak zwykle z ojcem. Po raz pierwszy od kilku miesięcy byłam znowu poza domem.<br>Zachłannie, z nowo obudzoną ciekawością patrzyłam na tłoczących się, rozmawiających głośno ludzi. Ich żywotność i ruchliwość nie dziwiła mnie już, przyglądałam im się