ciotek, rodziców, cioteczki, nauczycieli domowych, guwernantki, bony i Lulli robiliśmy coś sami, ale mieliśmy teraz kupić coś dla pana Kernera, pana Schroedera, dla Rieki, Badta, naszej Augusty, Szarloty od krawca i przede wszystkim dla naszej ukochanej niani. Naprawdę trzeba było nałamać sobie głowy, żeby coś wynaleźć, a musiało być to bardzo tanie z uwagi na naszą skromną kieszeń, a jednak miłe, bo inaczej mama ganiła nas bezlitośnie, a chwaliła, jeśli udało się sprawić miły podarunek. Ach, tyle tu było do oglądania! W ciemnym sklepie paliło się światło w biały dzień, wszystko mieniło się i migotało, jakby były już święta. A kiedy oglądało