baru dobiegał głośny pijacki tumult. Zabawa tam jeszcze trwała.<br>- No, panowie! - podniósł się skrzypek. - Trzeba pomieszkać trochę.<br>Zszedł z estrady. Za nim leniwie i sennie zbierać się poczęli pozostali. Wtem skrzypek zatrzymał się na skraju parkietu.<br>- Słyszycie?<br>W barze śpiewano "Sto lat". Niezgodne głosy, męskie i kobiece, zlewały się w bełkotliwą wrzawę. "Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam"...<br>- Wesoło im! - mruknął rudy saksofonista.<br>W pewnej chwili, zataczając się i szeroko, jakby powietrze chwytał, gestykulując, wypadł z baru Kotowicz. Przystanął, rozejrzał się po sali i ruszył ku muzykantom. Głowa jego nie utraciła nic ze swojej wspaniałości. Z włosami rozwianymi nad