przeklinając, wygrzebywali się spod pierzyn, ponuro zanurzali dłonie w miskach i z udręką patrzyli we własne przerażone oczy. Tramwaje zgrzytliwie przetaczały się po zwrotnicach. Koń, postękując, ciągnął furgon piekarza. Nikomu w całym imperium nie chciało się żyć, z wyjątkiem Mamy i Ojca, którzy zasnęli właśnie wtuleni w siebie, nasyceni i bezgranicznie szczęśliwi. Ich nie dotyczył nastający dzień ani wszechobecny Imperator, nie musieli się nigdzie stawić.<br><br>Z sąsiednich mieszkań wychodziły kobiety z bańkami na mleko, przystawały na chwilę i spoglądając w stronę uchylonego okna na trzecim piętrze, szeptały:<br><br>- Szczęść Boże...<br><br>- Daj Boże...<br><br>- Boże, pomagaj...<br><br>- Niech was Bóg wspiera...<br><br>A oni spali i