Na Białostocką niedaleko - rzekł pan Walczak wycierając dłonią łysinę.<br>- Ja tam po moim nieboszczyku Franku nie mam nic. Muszę pana z góry uprzedzić. Wszystko, co zostało, wyniosłam na bazar. Sam pan wie, jak dziś trudno związać koniec z końcem. A to komorne, a to gaz, a to światło... Jest trochę bielizny pościelowej, nawet monogram się zgadza: on był Franek, a pan Feliks. Ta sama litera... No i jeszcze jedno. Jeśli garderoba będzie pasowała i w ogóle, to ślub musi być kościelny... Nie żebym była taka religijna, ale jak już, to już... Czytałam w "Expressie" o jednym takim, co miał osiemdziesiąt lat, a