Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Płomyk
Nr: 11
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1953
szpital, potem klinika uniwersytecka, gdzie jestem asystentem, patem przyjęcia w Ubezpieczalni, potem w domu, potem wizyty u chorych na mieście, a i w nocy nieraz budzą do chorego, a dyżury w Pogotowiu! Coś strasznego!
Przypadkiem spotkany znajomy, młody lekarz, w zeszłym roku ukończył medycynę. Narzekał bardzo głośno, ale w oczach błyszczał mu ogień zadowolenia. Taki, ogień, jaki płonie w oczach milionów ludzi w Polsce dzisiejszej, ogień radości, ogień pracy. Nawet nie zdążyłem zażartować z tego niby narzekania, gdy mój doktorek znikł w tłumie. Niech leci! na pewno pacjenci czekają.
Przed pół wiekiem wielki pisarz tak odmalował początek kariery młodego lekarza:
"W
szpital, potem klinika uniwersytecka, gdzie jestem asystentem, patem przyjęcia w Ubezpieczalni, potem w domu, potem wizyty u chorych na mieście, a i w nocy nieraz budzą do chorego, a dyżury w Pogotowiu! Coś strasznego! <br>Przypadkiem spotkany znajomy, młody lekarz, w zeszłym roku ukończył medycynę. Narzekał bardzo głośno, ale w oczach błyszczał mu ogień zadowolenia. Taki, ogień, jaki płonie w oczach milionów ludzi w Polsce dzisiejszej, ogień radości, ogień pracy. Nawet nie zdążyłem zażartować z tego niby narzekania, gdy mój doktorek znikł w tłumie. Niech leci! na pewno pacjenci czekają. <br>Przed pół wiekiem wielki pisarz tak odmalował początek kariery młodego lekarza: <br>"W
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego