poprzedniego. Przede mną rósł stos banknotów, na których mi nie zależało. Przegrałem największą stawkę mojego życia.<br>Około północy poszedłem do kredensu zamówić kawę. Był to duży, ponury pokój, zapełniony ciężkimi meblami w stylu gdańskim. Na jednej ze ścian wisiała w rzędach cenna kolekcja porcelanowych i fajansowych talerzy. Paliły się tylko boczne kinkiety. Zaszyty w najdalszy kąt, nad szklanką wódki siedział Marian. W pierwszej chwili nie poznałem go, tak był zmieniony. Nie potrafiłbym opisać tej twarzy ze skamieniałym, bolesnym grymasem, z obwisłą dolną wargą i martwym spojrzeniem, jak u trupa. Widok Mariana w klubie, gdzie nigdy dotąd nie bywał, w porze, na