wiersze z tych <br>zbiorków zapewniły poetce nieśmiertelność i do dziś są czytane przez bardzo <br>zróżnicowane kręgi odbiorców, nie wydają się w pełni określać twórczości autorki <br>zmarłej przed pół wiekiem w Manchesterze, "mieście - jak napisał Tymon Terlecki <br>- najstraszliwszej brzydoty stworzonej przez człowieka, (...) urągliwie antypoetycznym".<br>Ale - rzecz charakterystyczna - poza wspomnianym Tymonem Terleckim bodaj nikt <br>nie spojrzał na poezję Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z perspektywy schyłku <br>jej życia, gdy ta niedawna salonowa dama, ulubienica międzywojennej Warszawy, <br>za której talent Jan Lechoń ręczył słowem honoru, w ostatnich miesiącach wojny <br>umierała w samotności, opuszczona przez wszystkich z wyjątkiem oddanego jej <br>męża, porucznika lotnictwa, Stefana Jasnorzewskiego, zmuszona ponadto