od pewnego czasu przestał do nich przyjeżdżać. Matka Wani, krępa, tęga kobieta, zawsze była czerwona i spocona, a gdy przechodziła, zalatywało od niej mydlinami i chlorkiem.<br><br>- Podczas naszych zabaw na podwórzu z okna piątego piętra wychylała się często jej nabrzmiała twarz i rozlegał się czuły, śpiewny głos:<br><br>- Wania, Waniuszka! A bodajś pękł! Waniuszka! Gdzie jesteś?<br><br>- Lecę, mateczko! - wołał Wania i po chwili ukazywał się już w oknie, żeby pochwalić się, jak szybko potrafi wbiec po schodach.<br><br>Pewnego dnia ciotka Mandrowska - tak ją bowiem nazywaliśmy między sobą - zjawiła się niespodziewanie na podwórzu z pogrzebaczem w dłoni i goniąc Wanię, wołała śpiewnym, czułym