czekałam, aż skostnieję, aż cała skora zacznie mnie bolec. Potem wróciłam do lóżka i cała zanurzałam się w jego cieple i w tym zapachu, którego teraz było tak wiele. Wiłam się w tej pościeli cała noc, robiłam sobie dobrze, ostro, tak jak Ty, tak jak lubię, aż wszystko mnie już bolało, oczy piekły, aż nasze zapachy pomieszały się zupełnie, i w końcu nadszedł świt. Było mi niedobrze, nie mogłam <page nr=81> wytrzymać tego wszystkiego. Wstałam, umyłam się dokładnie, jakbym zmywała z siebie chorobę, przewlekłam pościel, a tę przesiąkniętą nami włożyłam do pralki i patrzyłam, jak kotłuje się w pianie.<br>Następnej nocy przyszła nadzieja