mieściła się cukiernia "Markiza" z polskim napisem "Lody".<br><br>Polina mieszkała na Wielkiej Wasilkowskiej u swego wuja, inżyniera Kowelmana. Była na trzecim kursie medycyny, a równocześnie uczyła się deklamacji. Zaczęło się od tego, że na wieczorku na cel dobroczynny, gdzie recytowała "Zielony szum" Niekrasowa, zwrócił na nią uwagę artysta teatru "Sołowcowa", bożyszcze pensjonarek, Sołowjow-Tamarin, i zaproponował jej, żeby przychodziła do niego na lekcje. Opowiadała nam o tym z dumą i stojąc na środku pokoju recytowała wiersze Feta, Tiutczewa i Połońskiego. Twarz jej przy tym poważniała, powlekała się bladością, oczy szkliły się wilgotnym blaskiem, dyskretna wymowa dłoni i palców sama w sobie