powtarza: daremnie, daremnie.<br>Tak mocna nicość, że ją zwyciężamy<br>Próbując myśleć o kościach korsarzy,<br>1155<br>O atłasowych brwiach gubernatorów,<br>Które przebijał krab, sięgając mięsa.<br>Raczej nam ścisnąć metal balustrady,<br>W zapachu farby, mydła i lakieru<br>Szukać pomocy. Trzeszczy w nitach pudło,<br>1160<br>Niesie szaleństwo nasze i niejasność,<br>Wiarę ukrytą i brud subiektywny.<br>I białe twarze poległych bez domu.<br>Do wyspy szczęścia? Nie. W tobie i we mnie<br>Wicher zagłuszył strofę horacjańską.<br>1165<br>Z ławki, pociętej szkolnym scyzorykiem,<br>Już nie dogoni nas w tej słonej pustce:<br><br>Iam Cytherea choros ducit Venus imminente luna.<br><br>Brie-Comte-Robert, 1956