tak jak te mleczne babiny, co pchają się bez pardonu między siedzących - przecież to ich codzienny mleczny, jagodowy, grzybowy porządek rzeczy.<br>Mój z innej planety. W drugiej klasie rozpierają się pasiaste kanapy, a w pierwszej ciemnoczerwone - i z przytulnego kąta przy oknie wgapiam się zachłan-nie w umykające do tyłu brzozy i sosny, i słupy telegraficzne, i świerkowe żywopłoty, i chałupiny, i studzienne żurawie. A kiedy wreszcie pojawia się Tomaszów, najeżony fabrycznymi kominami, ale żywicznie pachnący świeżą tarcicą, ułożoną w stosach na przystacyjnym placu, to już Mila i Lalka ruszają z kopyta i granatowy powóz wiezie mamę i mnie szeroką ulicą