jej mąż z wyżyn stalinowskiego dobrobytu spadł - tak jak profesor Tubalny - na peron Dworca Gdańskiego ze skromnym tylko bagażem.<br>Żona syjonisty siedziała już prawie na walizkach. Przyjęła mnie w dużym pokoju; ze ścian zdjęto obrazy, a dywanu już nie było. Meble, jak u każdego chyba w tym elitarnym domu, solidne, brzydkie i pewno poniemieckie, spiętrzono w kącie. Szybko doszliśmy do porozumienia, gdyż suma, którą nieśmiało wymieniła, nie wydała mi się wysoka, a ja na pewno nie wyglądałem na bogacza. Mógłbym się targować, bo przecież znaleźli się w przymusowej sytuacji, mieszkanie musieli oddać, za obrzydliwe meble dadzą im psie pieniądze, pozostała więc