z wykonywania wyroku śmierci. Doktor, będący narzędziem zemsty, ładuje mi palec w odbyt. Przecwela paluchem! Powinien jeszcze mówić: "Ja ci, kurwa, dam, jin - jang!" Wiercąc brutalnie w zadzie, winien szydzić: "I jak te twoje wielogodzinne orgazmy bez wytrysku?"<br>Ale i bez tego doskonale wiem, za co jestem karany, i nie buntuję się specjalnie. Z tym, że faktycznie energia jin czy jang ze mnie uszła. Przeżywam prawdziwe męki, bo choroba nie ogranicza swoich tortur do obszaru toalety. Nie tylko w ubikacji odczuwam ten koszmar zwiotczałości. O nie, wręcz przeciwnie, w robocie, na planie, w studiu, wciąż czuję, że z moim korzeniem jest kiepsko