się prawie naga Wiesia. Na lokatorskim strychu (bo drugi, wykorzystywany przez gospodarzy, był stale zamykany na kłódkę) stała wielka skrzynia na piasek przeciwpożarowy, do której załatwiały się koty, dalej leżały w kurzu stare narzędzia ogrodnicze, połamane łóżka w ilościach, które mogłyby wskazywać na to, że był tu kiedyś szpital albo burdel, wreszcie nikomu niepotrzebne książki, niemieckie i rosyjskie, pisane alfabetami, które trudno było rozszyfrować.<br>Nasze mieszkanie, pomiędzy tymi strychami, było środkową częścią poddasza, wydzieloną ze strychów przewiewnymi płytami paździerzowymi, latem gorące jak piekło, zimą woda zamarzała w ubikacji. W wakacje wychodzące na południe drzwi na balkon, gdzie kwitły bratki, stokrotki i