wysokich chmur wyzierały kiście gwiazd.<br><br>3<br>Czekali na pociąg trzeci już dzień na zapomnianej w stepie stacyjce. Koczowali pod gołym niebem, a z nieba od trzech dni i nocy siąpił deszcz. Akurat rozpadało się w środku lata - i to tam, gdzie susza suszę goni. Zziębnięci, przemoknięci, źli, swarzyli się o byle co. Spora ich była gromada, gdyż zwieziono najrozmaitszych Polaków z okolicznych kołchozów i aułów, kazachskich wiosek. Niebem ciągnęły chmurzyska. Oni sami dojadali już chleb od Makara, a worki z sucharami okryli przed pluchą, czym się dało, trzymali na najczarniejszą godzinę. Nikt nie pomyślał, aby na tym zapadłym odludziu zaopatrzyć ich w